Opis:
Magdalena Świercz-Wojteczek / Agnieszka Kwiatkowska-Zwolan
Pejzaż filozoficzny / filozofia pejzażu
Plastyczna analiza zagadnień z obszarów recepcji klasycznego motywu pejzażowego jako przestrzeni dla rozważań filozoficznych oraz kodyfikacji abstrakcyjnych znaków i symboli w kontekście kulturowych tradycji europejskich.
Dwie artystki, dwa spojrzenia, wielość technik i wymiarów, jeden tytuł, niełatwy. Ekspozycja podwójnie indywidualna odmawia prawa do porządkowania doznań. To praktycznie dwie wystawy w ramach jednego hasła. Prace prowadzą ze sobą dialog lub spór o sztukę w podobieństwach i inności. Konkurują o uwagę widza, jego przychylność, skupienie, czas i cierpliwość. Budują wielogłos, rozpraszają pokusą szukania wspólnych rysów, które uzasadniłyby ich zestawienie. Może to pułapka, może przypadek, a może zamysł.
Magdalena Świercz-Wojteczek
Pejzaż filozoficzny
Magdalena Świercz-Wojteczek ukończyła wydział Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W latach 2003 – 2005 odbyła studia podyplomowe w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, na wydziale Malarstwa. W 2012 roku obroniła doktorat na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach. Jej wystawy indywidualne można okresowo zobaczyć w Krakowie, Bydgoszczy, Olsztynie, Lidzbarku Warmińskim, Warszawie, Toruniu, Kielcach, włoskiej Colonnelli i słoweńskiej Medanie. W Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie pracuje od 2003 roku. Jest członkiem zarządu Fundacji Dziecko i Sztuka/Muzeum Sztuki Dziecka, gdzie od 2007 prowadzi zajęcia z dziećmi i młodzieżą. Interesuje się grafiką, malarstwem, metodyką sztuk wizualnych i arteterapią.
Obrazy Magdaleny Świercz-Wojteczek chętnie zachowują swą autonomię. Trudno do nich dotrzeć. Zarówno formatem, przygaszoną, chwilami niemal mroczną, nieoczywistą kolorystyką i wsobną energią, bronią się przed poznaniem, choć wydaje się, że ażurowe konstrukcje i dziurawe, przetarte płaszczyzny nie kryją najmniejszych nawet tajemnic strukturalnych czy warsztatowych. Maleńkie i wąskie, jak ślepe uliczki, nie pozwalają na ruch. Większe, wydłużone i ciasno skadrowane nie dopuszczają do siebie równie zawzięcie. Niełatwo swobodnie rozeznać, co obrazy przedstawiają, można jedynie zajrzeć do wnętrza, trochę jak przez wizjer, a raczej szparę. Mimo starań kadru nie da się rozepchać wzrokiem. To ograniczenie powoduje dyskomfort, ale też pozwala fizycznie odczuć niewygodę muśnięcia tajemnicy bez możliwości jej zgłębienia. Fragmentaryczna rzeczywistość nie daje pełnej wiedzy. Istota rzeczy jest niedostępna, choć myśląc językiem Heideggera, „niezastawiona”. Nieskończoność dzieje się poza obrazem. Wprawne oko na nic się nie przyda, konieczna jest zgoda na zobaczenie połowiczne, błędne albo żadne. Trzeba też walczyć z pokusą, by w pamięci operacyjnej obrazem nie manewrować, może postawienie na głowie, albo w poprzek zamierzeniom artysty pozwoliłoby uspokoić wzrok i cokolwiek zobaczyć, coś o dziełach zawyrokować. Autorka nie nazywa prac, na szczęście, bo jak zweryfikować tytuł z własnym doznaniem w takim ścisku optycznym i na nieszczęście, bo cóż dalej z nimi począć. Produkty artystyczne bez etykiety, często małe, ciemne, „przypadkowo” skadrowane, zachęcają, by rozwiązania zagadki poszukać na kolejnym obrazie i następnym, ale próżno oczekiwać prostych odpowiedzi. Prace zmuszają, żeby podejść, a zarazem odpychają maleńkością i ostrymi krawędziami, jakby chciały wyznaczyć granice poznania. Dzieło, to dzieło, nie jakaś poznawalna treść, trzeba się z tym faktem pogodzić, ale jakie to trudne. Falista powierzchnia od biedy skojarzona z dachówką zmusza do falsyfikacji tego spostrzeżenia, na niej bowiem, jak na polu oddzielonym miedzą, ustawiony jest przedmiot wydający się domem. Na innym obrazie widać schody, które sugerowanym biegiem zaprzeczaj swej funkcjonalności. Most ma dziury, podłoga jest ażurowa, a sufit asfaltowy i ciężki, wszędzie piętrzą się rusztowania. Obojętne, jakimi rzeczownikami nazwiemy poszczególne przedmioty, ich zestrój budzi niepokój, przeczy utartym schematom wizualnym. Dziwność faktur, mieszanka technik, wiele niespokojnych kresek bez pewności, czy za chwilę nie przybędzie ich jeszcze kilka, potęgują uczucie przypadkowości, chwilowości i nieuchronności zarazem. Artystka pracuje wolno, jej ujęcia są efektem głębokiego namysłu, cichej i żmudnej pracy polegającej na abstrahowaniu z miejskich pejzaży śladów trwania. Sięga więc po grubościenne mury obronne i fortyfikacje, by skryć w nich to, co najcenniejsze i trwałe. Tasiemki kształtów biegną ku nieskończoności poza pole obrazowe, towarzyszenie im, to podróż w nieznane.
Agnieszka Kwiatkowska-Zwolan
Filozofia pejzażu
Agnieszka Kwiatkowska-Zwolan ukończyła studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w 1998 r. W 2004 r. na Wydziale Malarstwa macierzystej uczelni obroniła doktorat. W 2020 r. otrzymała tytuł doktora habilitowanego na Wydziale Grafiki warszawskiej ASP. Od 1996 roku brała udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Wielokrotna laureatka kolejnych edycji konkursu „Grafika warszawska”. W Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej pracuje od 1998 r. Obecnie na stanowisku profesora uczelni w Katedrze Grafiki i Rzeźby w Instytucie Edukacji Artystycznej. Prowadzi zajęcia z grafiki warsztatowej na kierunku Edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych. Zajmuje się promocją i edukacją w zakresie grafiki warsztatowej. Wraz ze studentami prowadzi warsztaty plastyczne dla szkół podstawowych, liceów oraz domów kultury z regionu Warszawy. Jest organizatorką cyklicznych edycji Nocy Muzeów na Spiskiej.
Grafiki i kolaże graficzne Agnieszki Kwiatkowskiej-Zwolan na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie nieco bardziej przystępnych, zapewne dzięki często powtarzającym się jasnym bordiurom lub gradientowym rozjaśnieniom krańców oraz mniej wąskim formatom. Chciałoby się jednak i te dzieła obrócić i sprawdzić, czy wygodniej nie byłoby ich kontemplować w układzie horyzontalnym, a może jeszcze jakimś innym. Poszczególne elementy wychodzą poza obwiedzione konturem pola, przekraczają wiele obrysów i stref barwnych, w które nie można ich już z powrotem wtłoczyć. Próby tworzenia w głowie logicznej całości, przez grupowanie poszczególnych akcentów i skrawków podobnych faktur wydają się karkołomne, nie da się zaprowadzić ładu w tych pozornie uładzonych kompozycjach. Artystka skupia się w swych pracach na formach pierwotnych i ich organicznej genezie. Pokazuje momenty wyłaniania się kształtów z ruchu mas, a w efekcie z kolorowego wiru. Utrwala procesowość i zmienność obierając za temat tworzenie struktur i tkanek na pograniczu światów ożywionego i nieożywionego. Cyklom prac nadaje tytuły, Stworzenie świata, In principio, Panta Rhei, Źródło. Z każdą kolejną realizacją namawia widza, by w odległych epokach szukał wyjaśnienia tajemnicy istnienia. Kształty, gdzieniegdzie pełne krzykliwej energii barw, to znów podporządkowane regułom geometrycznym, nie zamykają się w swoim uniwersum, lecz przenikają wzajemnie, pokonując drogę od chaosu do kosmosu, od rozproszenia do porządku, od niewiedzy do poznania. Gładka powierzchnia kolaży nie pozwala widzowi wniknąć do ich wnętrza, ani rozpoznać, co kryją kolejne warstwy i kolory. Wzrok ślizga się po płaszczyznach, z trudem zatrzymuje, zatacza kręgi, szuka zaczepienia, chce pomóc mózgowi zgłębić zamysł artystyczny, lecz oko wysila się na próżno. Obecność figur i plam jasno sugeruje brak homogeniczności świata i rozdział między skończonością a nieskończonością, oraz niemożność wypracowania pewnych technik odczytania mnogości tworów ludzkich i naturalnych, fakturalnie chropowatych i płaskich. Pozostaje intuicja i instynkt, którym tak niechętnie zawierzamy.
Prezentowane prace obu artystek, to swoista gra w kółko i krzyżyk. Formom obłym przeciwstawione zostały kanciaste, kratownice rywalizują z okręgami, miękkie kontury stawiają opór twardym obrysom. W zależności od tego, jaki symbol zaznaczymy w polu środkowym, od czego zaczniemy oglądanie, ten wygra najprawdopodobniej całe rozdanie, zdominuje nasz namysł nad wystawą. Czy poszczególne jakości ze sobą konkurują? Chyba nie, bo do gry potrzebny jest ich zestrój i zdeklarowana inność. Wskazywanie par przeciwieństw to jedna z ulubionych metod analizy formalnej dzieł. Do prezentowanych tu prac świetnie pasują te zaproponowane przez Heinricha Wölfflina badającego sztukę renesansu i baroku: linearyzm i malarskość, płaszczyzna i głębia, forma zamknięta – forma otwarta, wielość – jedność, jasność i niejasność. Zastosowanie wspomnianych kategorii zagwarantuje odbiorcy bezpieczeństwo interpretacyjne i zrozumienie elementarnych zależności na poziome bazowym, ale nie pozwoli na konfrontację z tytułem wystawy. Wywoływana przez artystki myśl filozoficzna stępia zakusy intelektualne, by pojąć umysłem formy wyabstrahowane przez nie w procesie twórczym. Ich prace to przecież wycinki niezmierzonej całości i ciągłości uniwersum. Przypomnienie o rzeczach większych nie czyni małym, lecz usprawiedliwia naturalne ograniczenia poznawcze w wielu aspektach. Zgromadzone na wystawie grafiki, kolaże, kolaże graficzne i obrazy wykonane w różnych technikach wszelkimi sposobami zachęcają, by ten dyskomfort pokornie zaakceptować.
dr Dorota Kownacka-Rogulska
dr Dorota Kownacka-Rogulska – absolwentka Instytutu Historii Sztuki oraz Instytutu Lingwistyki Stosowanej UAM w Poznaniu. Doktor nauk humanistycznych na podstawie rozprawy Rainera Marii Rilkego teksty o sztuce. Adiunkt w Instytucie Sztuki PAN, członek redakcji „Biuletynu Historii Sztuki”.