Biografia:
ur. 1940, w Warszawie
Ukończył studia plastyczne w Warszawie, w pracowniach rzeźby prof. Nitschowej i prof. J. Jarnuszkiewicza. Studiował także projektowanie form przemysłowych w Weimarze (NRD). Po ukończeniu studiów w 1964 r. pracuje do 1968 roku w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie, w Zakładzie Proj. Sprzętu Gospodarstwa Domowego.
Od 1969 r. pracuje na Wydz. Architektury Politechniki Warszawskiej u prof. Jerzego Hryniewieckiego, jako asystent i adiunkt. W 1977r. uzyskuje na Politechnice stopień doktora.
W latach 1977 – 79 prowadzi wykłady zlecone na ASP w W-wie.
W latach 1980 – 83 jest profesorem kontraktowym na wydziale rzeźby Academy of Fine Arts w Bagdadzie. W 1983 rozwiązuje kontrakt i wyjeżdża do RFN, gdzie przebywa do końca lat 80-tych. Incydentalnie pracuje na Technische Hochschule w Darmstadt (wykłady zlecone), jak również realizuje na zlecenie parę stoisk wystawienniczych na międzynarodowych targach w Hamburgu.
W 1992 – 93 prowadzi na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej wykłady i ćwiczenia w zakresie grafiki komputerowej. W latach 93 – 96 prowadzi multimedialne studio Video i grafiki komputerowej “FUGA” w Warszawie. W ostatnich latach przebywa głównie w Niemczech, gdzie ma drugą pracownię. Do 2006 r. pracował jako projektant w firmie ELBI Elektronik w Darmsztacie. Tłumaczy również literaturę niemiecką.
Życiorys artystyczny
“Pracuję od początku równolegle w dziedzinie rzeźby i projektowania form przemysłowych, a od roku 1972 również w dziedzinie architektury (projektowanie przestrzeni otwartych w mieście, architektura krajobrazu).
W czasie pobytu w Niemczech w latach 80 – tych rozpocząłem pracę jako grafik komputerowy o paru specjalnościach (DTP, animacja, video).
Współpracuję od lat z Domicellą Bożekowską, m. in. wykonaliśmy razem kilka wystaw o tematyce poświęconej sprawie ochrony przyrody i środowiska.
(Pierwsza – w Warszawie, w 1972 r nazywała się „Szanuj Zieleń) Były to przeważnie prace zbliżone do tego, co dzisiaj nazywa się instalacjami. Myśmy nazywali to przestrzennymi plakatami. Były to aranżacje „objets trouves” czyli naszych znalezisk, stanowiące wypowiedź wizualną na jakiś temat. Np. ta wypełniona pod wierzch śmieciami klepsydra. Ale wiele lat później potraktowałem ten temat zupełnie inaczej. Ilustrację tego stanowi moja Rzeźbeczka z historyjką:
W końcu lat siedemdziesiątych nadchodząca katastrofa gospodarcza Polski była już zupełnie oczywista dla każdego. Powiedziałem wtedy mojemu ojcu, znanemu ekonomiście: – wy, ekonomiści, tworzycie w oparciu o nauki ścisłe różne modele gospodarcze. Matematyczne, cybernetyczne, bardzo wymyślne. Tymczasem ja, jako artysta, widzę to trochę inaczej. Np. model naszej gospodarki jawi mi się jako po¬stać ludzka, na pierwszy rzut oka normalna, ale z jedną ważną różni¬cą. Ma tyłek z przodu. Konsekwencje tego faktu są takie, że robi sobie prosto pod nogi i maszerując (podobno do socjalizmu) cały czas drepcze w tym łajnie, które ma już nawet u nas własną na¬zwę – “obiektywne trudności przejściowe”. Nazwa pasuje, trudności – bo faktycznie nie jest łatwo tak cały czas w tym g… dreptać, obiektywne – bo jak ta d… z przodu, to nie da się inaczej. A przejściowe ? – no tak, trzeba to przejść. Nie lekceważ mojego “anatomicznego” modelu. To – jak dotychczas – jedyny, który jasno tłumaczy, dlaczego za każdym razem kiedy chcemy w Polsce wyjść z tych “trudności”, musimy zacząć się cofać.
Stworzony przeze mnie wówczas model pozostał całe lata tylko szkicową notatką. Ale prawie dziesięć lat później, przebywając w Niemczech, przypomniałem go sobie nagle przy okazji dyskusji o ochro¬nie naturalnego środowiska. Zrozumiałem, że nośność tego symbolu jest znacznie większa niż ilustracja lokalnych trudności gospodarczych jakiegoś państwa, które miało pretensje bycia “socjalistycznym”. Pasuje on również do sytuacji całej współczesnej ludzkości. Bo co prawda pojedynczy człowiek zbudowany jest inaczej, ale cała ludzkość ma tyłek właśnie z przodu i jako żywo robi przed siebie, zaś lawina odchodów-odpadów spiętrza się przed nami, zagradzając dalszą drogę.
Wykonałem wtedy tę rzeźbeczkę, którą – jako że było to w Niemczech – zatytułowałem ARSCHMANN.
Na polski można by to przetłumaczyć mało elegancko –„Dupnik” (lepsza nazwa nie przychodzi mi jakoś do głowy, bo przecież nie „Salonowiec”?)
Rzeźba satyryczna ma (z wyjątkiem kukiełkowych karykatur osób publicznych) mało tradycji w historii sztuki. Najbliższe wydawały mi się groteskowe miniatury rzeźbiarskie starożytnych Greków, stąd niewielkie rozmiary tej pracy, mimo że manierą jest raczej zbliżona do karykatur francuskich XIX w. (Może ujawniła się tu moja sympatia do H. Daumiera).
Plastycznie dość poprawna, wywołuje jednak u publiczności mieszane uczucia, podobnie jak u mnie samego. Jako brązowy odlew podarowałem ją kiedyś Leopoldowi Ungerowi, w podzięce za jego wspaniałe felietony w „Wolnej Europie” w czasie stanu wojennego. Wystawiłem w Polsce tylko raz, ale to już osobna historia.
Prowadzę cyklicznie tradycyjną twórczość rzeźbiarską, ale tylko wtedy gdy mnie naprawdę coś zainteresuje, np. w latach 1976 – 1978 wykonałem serię rzeźb, w których analizowałem możliwości wyrazowe rzeźby ludowej. (m.in. serię “Ptoki”, w ceramice). Od 1978 r. rzadko biorę udział w wystawach rzeźby, jednakże w Niemczech miałem również wystawy indywidualne o
tym charakterze (Darmsztat).
Jeśli idzie o jakiś mój, niewątpliwie oryginalny wkład do historii sztuki światowej, może to być fakt, że stworzyłem nowy, własny kierunek sztuki, nazwany przeze mnie na pierwszej i drugiej publicznej ekspozycji (Warszawa, galeria REPASSAGE, Kraków, Galeria „Pod Baranami”) „Zgnioty”.
Kilka lat później przy okazji wystawy w Niemczech (Galerie Schuppen, Aarheiligen) wprowadziłem nazwę „Instant Art.” Bo to dobrze oddawało sposób w jaki powstawały te dzieła – w ciągu sekundy. Załączona fotografia to fotomontaż jednej z tych rzeźbek, na brzegu morza. (rzeczywista wielkość – 7 cm)
W kolportowanym na wystawach opracowaniu teoretycznym nowego gatunku rzeźby zachęcałem do jego kontynuacji, jednakże bez widomego rezultatu. Jedyny przypadek spotkałem na wystawie „Documenta7” w Kassel, gdzie autor jednego z eksponatów wykuł w kamieniu dziesięciokrotne powiększenie artefaktu wykonanego niewątpliwie moją metodą, zatajając jednak (nie wiem czemu) sposób powstania tej formy.
Publikacje? Tak, napisałem parę książek i różne krótkie publikacje fachowe.
Aha, jeszcze te nagrody: tylko raz: w 1972 dostałem drugą nagrodę (pierwszej nie przyznano).
Konkurs ogólnopolski, zorganizowany przez ZPAP dotyczył dydaktyki szkolnej, w dziedzinie sztuki. Nagrodę zdobył opracowany przeze mnie trzynastominutowy wykład ze slajdami, p. t. „Jak powstaje rzeźba”. Pies z kulawą nogą się… normalne.”
A. Goryński